Dlaczego warto pielęgnować w sobie stan „nie wiem”?
Przez jakiś czas mieszkałam w Krakowie w pięknym domu z 1905 roku, z czerwonej cegły, tuż nad rzeką, 15 minut na rowerze od Rynku Głównego. Dom miał ogród, w którym rosły piękne drzewa, których nazw nie znam, bo na biologii w szkole przerabialiśmy przekroje przez mitochondria i pierwotniaki, ale nie było nigdy tematu „rozpoznawanie drzew i krzewów z okolicy”.
W ogrodzie, do którego schodziło się ze słonecznego tarasu, na którym jedliśmy śniadania i urządzaliśmy imprezy, pełne wina, śmiechu i muzyki z małego radyjka na baterie słoneczne, stała też szopa z sauną z prawdziwego zdarzenia, jasną, pachnącą drewnem, idealną na zakończenie dnia zimową porą. Tajemnicą poliszynela jest to, że każdy z nas mieszkających w tym magicznym domu płacił właścicielowi miesięcznie nieco mniej niż … Ach, nie mogę powiedzieć! Ale w świetle warunków panujących w Krakowie nasz czynsz był sensacyjnie niski. Gdyby zapytać kogoś, kto zna się na rzeczy, jak znaleźć podobną okazję, odpowiedziałby zapewne: „to niemożliwe”.
Chcę zaproponować zmianę relacji z pojęciem „niemożliwe”. Ale uwaga, nie w głupi sposób, proponowany czasem przez autorów tęczowych memów, twierdzących, że hej, „wszystko jest możliwe”. Nie, nie wszystko. Nie wyrośnie mi na dłoni kaktus ani penis na czole (dzięki Bogu!), świnie nie zaczną latać (jest taka angielska fraza when pigs will fly, mówiąca o tym, że coś się stanie, jak świnie zaczną latać, czyli nigdy). I dobrze, bo zderzenie się z lecącą, 150-kilogramową maciorą, podczas dajmy na to wyprawy po bułki, na pewno nie należałoby do najprzyjemniejszych doświadczeń.
Zdanie „wszystko jest możliwe” nie przemawia do mnie. Powiedz tak matce autystycznego dziecka. Albo kasjerce z Biedronki. Hej, zaraz może tu wpaść Hugh Grant, kupić w dziale wędlin pół kilo swojskiej kiełbasy i paść przy kasie rażony strzałą Amora. Potem zabierze cię ze Środuli (Środula to dzielnica Sosnowca) do Londynu i będziecie mieszkać w South Kensington! Jasne. Nie żebym się wyśmiewała z Sosnowca. Jak ktoś chce, może tutaj podstawić Saską Kępę. Tam też są Biedronki.
Nie chodzi zatem o to, aby chodzić po naszej pięknej planecie i głosić, że „wszystko jest możliwe”, a raczej o to, żeby powstrzymać się przed kategorycznym osądem na temat tego, co możliwe, a co nie, na podstawie niepełnych danych, jakie posiadamy. Giordano Bruno, który w 1600 roku płonął na stosie na rzymskim Campo di Fiori za to, że miał czelność twierdzić, że Ziemia porusza się wokół Słońca oraz wokół własnej osi, a na dodatek Słońce jest jednym z wielu słońc, a Bóg nie jest związany bardziej z naszym Słońcem niż z jakimkolwiek innym, na własnej skórze boleśnie (i śmiertelnie) odczuł, co oznacza zafiksowanie się na pojęciu „niemożliwe” przez trybunał inkwizycyjny. Jednocześnie gdyby mu opowiedzieć o ludzkiej wyprawie na Księżyc, pewnie by się stuknął w czoło.
Einstein ujął to najlepiej. „Gdy wszyscy wiedzą, że coś jest niemożliwe, przychodzi ktoś, kto o tym nie wie, i on to robi”. Pielęgnuj w sobie stan „nie wiem”. Brzmi to bardzo rewolucyjnie, bo przecież wszystko i wszyscy mówią nam, że trzeba wiedzieć. Wiedza to potęga. Wiedzę mają wiedźmy i wiedza jest OK. Tak, ale wiedza uzupełniona szczyptą niewiedzy jest jeszcze lepsza.
„Nie wiem” niesie wyzwolenie od nieubłaganej przewidywalności. Jeśli wolisz, zastąp je nieco mniej bezradnym „a nuż”. Otóż „a nuż” to piękne wyrażenie. Cytując Stanisława Dygata, „istnieje w języku polskim słówko a nuż, chyba tylko w polskim, wywodzi się z wiary w cuda oraz z głębokiego braku zaufania do solidności i konsekwentnego przebiegu wszystkich zdarzeń”.
Chyba właśnie dzięki „a nuż” zamieszkałam w pięknym domu nad Wisłą z ogrodem i sauną. Dwójka moich przyjaciół przechodziła koło tego domu i, zauroczona jego magią, postanowiła zajrzeć i zapytać, bo a nuż jest do wynajęcia. Okazało się, że parter w zasadzie od dwóch lat jest pusty i nie jest wynajmowany, ponieważ dom jest na sprzedaż. I w zasadzie właściciel chętnie wynajmie go za symboliczną sumę. Aby ktoś grzał zimą i żeby nie pękały rury. A potem właściciel się z nami zaprzyjaźnił. Jestem pewna, że jest na świecie więcej takich domów. I jestem pewna, że rzeczy niemożliwe codziennie się zdarzają. Warto zaprzyjaźnić się z pięknym słówkiem „a nuż”
Komentarze: